Dzienne archiwum: 12 lipca, 2014

Kulinarne koty – Koka Laury z Cafe Babilon

7-1

 

Laurę z bloga  Cafe Babilon poznałam internetowo już dawno temu, w … komentarzach na blogu Antoniego Czypraka Kuchnia na gazie. Tak, w tym nieczynnym już teraz miejscu odbywały się prawdziwe imprezki przy gąsiorku śliwowicy w towarzystwie Sołtysa Szuwaśki. Laura zwróciła moją uwagę swoistym poczuciem humoru. Blog Laury bardzo lubię, bo podobnie jak u mnie jest dużo pysznego domowego jedzenia.

Na żywo poznałyśmy się na warsztatach Lubelli i ostatnio na finale Bloger Chefa.

Laura ma kotkę Kokę – przejdźmy do jej historii :

 

Jak kot pojawił się w twoim życiu ?

Koka trafiła do naszego domu prawie sześć  lat temu przez przypadek. Została wyrzucona wraz z rodzeństwem do lasku obok Sielskiej Zagrody pod Wrocławiem. Ktoś w okresie wakacyjnym pozbywał się problemu i wyrzucił po prostu mioty trzymiesięcznych i trzytygodniowych kociąt. My tego dnia wybraliśmy się tam na spacer.

Była taka maleńka kiedy ją zabieraliśmy – taki mały, puchaty, biały pomponik.

Skradła nasze serca od pierwszego wejrzenia. W tym czasie zajmowałam się zdjęciami oraz ich obróbką i większość czasu pracowałam w domu. Koka towarzyszyła mi w codziennych pracach domowych od sprzątania, prania, gotowania po pracę przy komputerze. Co prawda większość czasu przesypiała, ale wystarczyło, że z kuchni przeszłam do sypialni, aby popracować przy komputerze i po kilku minutach w drzwiach pojawiała się z miną mówiącą: „To, że śpię, nie znaczy, że możesz gdzieś wychodzić na dłużej…”.

 

2

 

Co w nim lubisz najbardziej ?

Poranne powitania: asysta w łazience, a potem skok na umywalkę, z której wspina się na moje ramiona. Przynajmniej kilka minut muszę ją ponosić na rękach, a ona łapkami obejmuje moją szyję.

Koka to piąty członek naszej rodziny posiadający niezwykły dar wyczuwania złego nastroju. Niesamowicie przeżywa czyjkolwiek płacz i zawsze stara się pocieszać. Pamiętam jak kiedyś przytrzasnęłam sobie palec  i zdarłam paznokieć  – to był straszliwy ból. Stałam, chłodziłam go pod wodą i ryczałam z bólu. Koka stała kilkanaście minut na umywalce, obejmowała mnie łapkami i tuliła się.

Jej ulubionym miejscem jest akwarium w przedpokoju z którego ma doskonały widok na wchodzące i wychodzące osoby. Każde przejście naszych dzieci jest przez Kokę „komentowane” – odzywa się za każdym razem gdy przechodzą obok niej.

Niesamowitym przeżyciem był poród a potem możliwość obserwacji całego procesu wychowania kociąt. Jej czułość i samozadowolenie z bycia matką było czymś tak magicznym. Moje dzieci powiedziały wtedy, że niektóre kobiety mogłyby uczyć się od niej jak być matką. Koka urodziła cztery przepiękne kocięta, dwóch ojców – kocurów z mojego domu rodzinnego. Dwa od rudego kota, miały spłaszczone pyszczki jak ich mama, dwa od biało-czarnego kocura były bardziej podobne do zwykłych dachowców. Kociaki znalazły cudowne domy.

 

5

 

Kot w kuchni

Moje działania w kuchni najczęściej obserwuje z kanapy. Siedzi lub leży (pod warunkiem, że nie śpi właśnie) i patrzy…

Zawsze uwielbiała obserwować przygotowania do zdjęć na bloga i bardzo często wkraczała w już ustawiony kadr pozostawiając na ujęciu kawałek ogona, ucha całą siebie.

Uwielbia zapach startej gałki oraz oliwek.

 

1

 

Co jada Twój kot ?

Dotychczas preferowała suchą karmę, w ostatnim czasie zaczęła jadać również mokrą z saszetek. Za „ludzkim” jedzeniem nigdy nie przepadała. Tylko w okresie kiedy karmiła młode jadała praktycznie wszystko.

Jest nietypowym kotem. Akwarium pełne rybek jest dla niej poidłem – rybki nie są obiektem zainteresowania. Śpi przy otwartym oknie, za którym siedzą rzędem wróble czy sikorki.

Nigdy nie skradła jedzenia pozostawionego na blacie czy stole, chociaż bardzo lubi wiedzieć co jemy, a szczególnie pijemy – uwielbia sprawdzać zawartość szklanki.

Nie bardzo interesują ją mięso czy ryby, ale uwielbia zioła i wszelką zieleninę. O pęczek koperku czy natki przyniesiony do domu, potrafi się wykłócać, jeśli ktoś próbuje schować do lodówki, a zioła na parapecie wiecznie są poobgryzane. Na zdjęciu z ukradzioną łodygą selera naciowego.

 

6

 

Najzabawniejsza historia

Kiedyś w dużym, litrowym shakerze nastawiłam zaczyn drożdżowy na chleb. Zamknięty shaker postawiłam na kaloryferze i zajęta rozmową przez telefon zapomniałam o nim. W pewnym momencie zobaczyłam jak Koka dziwnie czai się na coś niewidzialnego – okazało się, że usłyszała lekkie syczenie i to ją zaniepokoiło.

Kot oczywiście musiał towarzyszyć w otwarciu shakera, bo każda nietypowa okoliczność jest ciekawa. Zawartość shakera wystrzeliła w sufit „dekorując” zaczynem drożdżowym wszystko w zasięgu kilku metrów, od mebli kuchennych po sofy i telewizor w salonie. Kot przestraszony uciekł i pojawił się po dobrej godzinie od całego zdarzenia. Chyba przez tydzień nie mogliśmy pozbyć się drożdżowego zapachu z sierści.

4

 

 

Na zakończenie…

Trzy miesiące temu kardiolog postawił straszliwą dla nas diagnozę – kardiomiopatia przerostowa. Według lekarza zostało jej kilka miesięcy życia, jest za późno na leczenie, które zresztą przy tej chorobie niewiele daje. Przepłakałam wiele dni, a teraz pozostaje nam cieszyć się każdym wspólnym dniem.

Dziękuję za rozmowę.

Cały cykl Kulinarne koty można zobaczyć tutaj .

 

3