Miesięczne archiwum: luty 2010

Biszkopt z jabłkami i gruszkami

Kilka dni temu zobaczyłam u Szarlotka biszkopt przełożony musem jabłkowym i postanowiłam zrobić taki na weekand. Ale chodziły też za mną gruszki w polewie czekoladowej. Zostały więc umieszczone na górze biszkopta, przez co nadały mu bardziej odświętnego charakteru. No i okazało się, że mam co świętować – mój syn zdał wyjątkowo trudny egzamin, w sesji poprawkowej z resztą…
Biszkopt zrobiłam według
tego przepisu.
Mus jabłkowy miałam ze słoiczka a gruszki pokrojone podgotowałam trochę w syropie z sokiem z cytryny. Polewę zrobiłam też według swojego starego przepisu:
½ kostki margaryny typu palma
¼ szklanki mleka
½ szklanki cukru
3 łyżki kakao
Rozpuściłam to wszystko w kuchence mikrofalowej na 600 W , 4 minuty, potem wymieszałam dokładnie i sypnęłam na to łyżeczkę mąki ziemniaczanej, żeby polewa była gładsza. Niestety, chlupnęło mi się trochę za dużo mleka i polewa wyszła niezbyt gęsta.
Biszkopt przekroiłam , nasączyłam blaty wiśniówką, przełożyłam musem jabłkowym i docisnęłam. Jakiś czas potem ułożyłam na nim odsączone gruszki, polałam polewą i posypałam wiórkami kokosowymi i pokruszonymi płatkami migdałów.
Resztę polewy zużyłam do
szyszek
Na zdjęciu jest kawałek z brzegu placka, w środku warstwa musu była sporo grubsza. Biszkopt okazał się bardzo smaczny – jabłka, gruszki i czekolada to dobre połączenie.

Smacznego!

Wiosenna ryba na zielono

Wczoraj świeciło piękne słońce, w powietrzu czuć było wiosnę a mnie się zachciało ryby na obiad. I to ładnej, kolorowej, wiosennej. W lodówce znalazłam pora, pęczek pietruszki moczył się w wodzie a ostatnio kupując tackę z włoszczyzną dostałam w niej dziwną pietruszkę – tak było napisane w składzie – że to natka pietruszki. Początkowo myślałam, że to pieruszka naciowa, ale gdy przyjrzałam sie temu zielu dokładnie, stwierdziałam, że to jest jarmuż ! Postanowiłam go wykorzystac do jakiejś potrawy z duszonymi wzrzywami – trafił więc do ryby. Zachciało mi się też czegoś zdrowego, zielonego i orzeźwiającego – i wyciągnęłam ze słoika mojego ukiszonego latem ogórka. Oto, co powstało:

RYBA W ZIELONYM SOSIE

4 filety z mintaja lub innej białej ryby
jasnozielona część pora
mała cebula
kilka gałązek pietruszki i jarmużu
ogórek kiszony
sól, pieprz, przyprawa do ryb, tymianek
sok z cytryny, oliwa
½ szklanki białego wina
Rybę po rozmrożeniu osuszyłam, skropiłam sokiem z cytryny i posoliłam. Na oliwie podsmażyłam pokrojone w półplasterki pory, cebulę  i kawałki gałązek jarmużu. Sypnęłam do tego przyprawy do ryb ( takiej podobno odchudzającej), pieprzu i tymianku.
W naczyniu żaroodpornym ułożyłam kawałki ryby, zalałam podsmażoną zieleniną, dodałam pietruszki i pokrojonego w kostkę ogórka. Wstawiłam do piekarnika na 15 min na 180 C. Po tym czasie wlałam białe wino i wstawiłam na dalsze 15 minut. Ryba była gotowa. Zjedliśmy ją z ziemniakami z wody. Bardzo nam smakowała, więc i Wam życzę – smacznego !

Śledź wykwintny i sałatka z niego

O mało co nie przegapiłam akcji śledziowej! A to byłby wstyd, bo w komentarzach i na blogu deklaruję się jako miłośniczka śledzi. Przeglądając dziś blogi zauważyłam na Okruszkach śledzia podobnego do jednego z moich. Czym prędzej podbiegłam do sklepu po filety z matjasa i pora ( bo z nim postanowiłam  śledzie zrobić) , namoczyłam i przygotowałam zalewę. Gdy myślałam, jak zrobić śledzie przypomniał mi się jakiś przepis dawno czytany na blogu, na śledzie z białym winem. Takich jeszcze nie jadłam… Do niedawna, bo spróbowałam dosłownie przed chwilą, nie czekając nawet aż się dobrze przegryzą w lodówce…

ŚLEDŹ WYKWINTNY

4 filety z matjasów
pół średniego pora
1 jabłko
1/3 szklanki oleju
½ szklanki białego wina
pieprz czarny i ziołowy, estragon, przyprawa do ryb
Filety namoczyłam często zmieniając wodę i po godzinie były już odpowiednio słone. W międzyczasie pokroiłam pora w półplasterki i udusiłam na oleju, dodając przyprawy oprócz estragonu. Ostudziłam, dodałam białe wino, poktojone w plasterki i na kawałki jabłko, estragon, wymieszałam. Zalałam w słoiku pokrojone śledzie i wstawilam do lodówki. Nie wytrzymałam i spróbowałam ich po godzinie. Pycha, smakują na prawdę wykwintnie, nie jak śledź, ale jak jakaś ekstra ryba.
Polecam wszystkim miłośnikom śledzi oraz tym, którzy się jeszcze do nich nie przekonali…

Postanowiłam pójść za ciosem i zrobic jakąś lekką sałatkę z tymi śledziami, wykorzystując zalewę od nich jako sos. Zrobiłam przegląd lodówki i oto efekty:

LEKKA SAŁATKA ŚLEDZIOWA

3-4 kawałki śledzia z powyższej sałatki
4-5 łyżek zalewy od niego
3 białe części od liści kapusty pekińskiej
ogórek konserwowy
10 dkg żółtego sera
2-3 łyżki jabłek i porów ze śledziowej zalewy
sól
Najpierw pokroiłam białe części kapusty pekińskiej w paski i posoliłam, zostawiłam na 5 minut, żeby zmiękły. W międzyczasie pokroiłam ogórek w półplasterki a ser w słupki. Śledzie z zalewy pokroiłam w paski. Dodałam do kapusty śledzie, ogórek, ser i pory oraz jabłka z zalewy, po czym polałam wszystko wspomnianą wyżej zalewą – przypraw już nie trzeba było więcej. Wstawiłam do lodówki. jeszcze się dobrze nie przegryzła, ale zapowiada się pysznie. I w ten sposób,niemal rzutem na taśmę, dołączyłam do śledziowego tygodnia.
A kto chce więcej przepisów na śledzie, niech wpisze „śledź” w moją blogową wyszukiwarkę z boku, a wyskoczy kilka przepisów – bo śledzie w różnych postaciach prezentowałam już parę  razy… Smacznego !

Chlebek kukurydziany

chlebek kukurydziany


Ponoć, by dobrze wyszło
Potrzeba miłości.
A w każdą czynność włożyć
Sporo namiętności.

Przypomniałam te słowa
Sobie naprędce i…
Wzięłam to coś miękkie
W obie swoje ręce.

Och! ileż przyjemności
Z tej zabawy miałam,
Bo wygląd swój zmieniało
Gdy tak ugniatałam,

Szczypałam, pieściłam
I czule głaskałam.
Wszystko z siebie, co mogłam
W te pieszczoty wkładałam.

Bacznie przy tym patrzyłam,
Co się z nim też dzieje.
Ale efekt przeszedł
Wszelkie me nadzieje!

Ooo, wciąż jeszcze rośnie!
Pewnie będzie mu ciasno!
Chyba mi się udało…
To … drożdżowe ciasto!


Ten wierszyk przysłał mi dziś kolega z dawnych lat… Niestety, jako osoba obyta z ciastem drożdżowym i tego typu żartami, odgadłam puentę zanim do niej doszłam… Ale wierszyk mi sie podoba i pasuje do mojego dzisiejszego wpisu – bo chlebek kukurydziany to oczywiście – drożdżowy.

A zrobiłam go z ciekawości i tęsknoty za dawnymi smakami. Kiedyś bardzo smakował mi chleb kukurydziany w Bułgarii. To było jeszcze w liceum, więc w czasach zamierzchłych… Ale ten smak pamiętam i gdy zobaczyłam w szafce kukurydzianą mąkę, postanowiłam taki chlebek wyprodukować. Zrobiłam go z mąki mieszanej – pszennej i kukurydzianej oraz- dla koloru i smaku – z dodatkiem kukurydzianej kaszki. A oto proporcje:

CHLEBEK KUKURYDZIANY

30 g drozdży

2 szklanki mąki pszennej

szklanka mąki kukurydzianej

½ szklanki kaszki kukurydzianej średniej

1, 5 szklanki letniej wody

łyżka oliwy

łyżeczka cukru, łyżeczka soli

Najpierw zrobiłam zaczyn- drożdże rozpuściłam z łyżeczką cukru, wlałam trochę letniej wody, posypałam łyżką mąki i odstawiłam do wyrośnięcia . Do miski wsypałam mąki, kaszkę i sól, dodałam wyrośnięte drożdże, oliwę i wodę, wymieszałam i nie pieściłam ręką, tylko swoim zwyczajem wyrobiłam przy pomocy drewnianej łyżki – nie wiem, co panowie na to, ale ja już tak mam…

Po wyrobieniu odstawiłam w ciepłe miejsce, gdzie ciasto podwoiło objętość – już w ciągu pół godziny… U mnie zawsze  tak szybko rośnie, może dlatego, że stawiam ciasto na kaloryferze w kuchni.

Przełożyłam chlebek do natłuszczonej keksówki, pozwoliłam mu podrosnąć około 10 minut i włożyłam do piekarnika nagrzanego do 200 C. Piekł się około 40 minut.

Smak może nie ten sam, co pamiętam z Bułgarii, ale bardzo zbliżony. Mnie najbardziej smakował z twarożkiem, ale nie tylko mnie, bo poszedł prawie cały na kolację. Przepraszam za jakość zdjęć, ale były robione przy sztucznym świetle. Najważniejsze, że chlebek był pyszny. Smacznego!

 

 

Flamiche

Kiedy zobaczyłam to ciasto u Szarlotka
wiedziałam, że je zrobię i to szybko. Ciasto podobne do pizzy, której wielkimi amatorami jest moja rodzinka i pyszne nadzienie obiecywały niezwykłe doznania smakowe. I nie myliłam się – flamiche okazało się u nas wielkim przebojem i już mam zamówienie na powtórkę…
Zrobiłam je na dużej blasze na cały piekarnik, żeby starczyło na zaspokojenie sporych apetytów moich domowników. Zwykle robię pizzę z ½ kg mąki, więc i ciasto zrobiłam według podanych proporcji. Nadzienia zrobiłam nieco więcej, a właściwie zwiększyłam ilośc boczku na prośbę moich Panów. Dodałam też do niego pieczarki, bo dla mnie z porami świetnie się komponują a miałam akurat świeżo uduszone. Przejdźmy do przepisu,  który cytuję za Szarlotkiem:

FLAMICHE

Ciasto:
-10g świeżych drożdży ( dałam 20, na taką ilość mąki daję zwykle tyle)
-500g mąki
-10g soli zwykłej
-350g wody

Nadzienie
2 średnie pory
20 dkg wędzonego boczku
kubek uduszonych pieczarek
łyżka oliwy
2 jajka
200g gęstej śmietany
sól, pieprz, gałka muszkatołowa, zioła prowansalskie
szklanka startego żółtego sera
Ciasto zrobiłam swoją metodą – najpierw zaczyn- drożdże rozpuszczam w łyżeczce cukru, dodaje letnią wodę i posypuję mąką. Do miski z mąką i solą wlewam wyrośnięty zaczyn, dodaję letnią wodę i wyrabiam drewniana łyżką około 10 mniut. Wstawiłam to do lodówki na 6 godzin, do podwojenia objętości.
Na łyżce oliwy podsmażyłam pokrojony boczek, wyjęłam i na tym tłuszczu usmażyłam pory w półplasterkach. Ostudziłam, dodałam uduszone pieczarki , roztrzepane jajka, śmietanę i przyprawy.
Wyrośnięte ciasto rozłożyłam na natłuszczonej blasze, na to wylałam nadzienie, zostawiając wolne boki.Posypałam serem.  Piekłam około 20 min na 220 C. Nie muszę chyba pisać, że zapach z piekarnika przywołał wszystkich do stołu… Myślałam, że nie poradzimy we czwórkę, ale ja wzięłam dokładkę a na ostatni kawałek zaczaił się mój syn, mówąc wykrętnie, że się nad nim …zlituje! Całe flamiche poszło na sobotni obiad i zostało pochwalone, że może nawet lepsze , niż pizza a Autorce przekazuję tą drogą gorące wyrazy wdzięczności od całej rodziny !
Smacznego!

Trufelki-słodyczek niewielki

Zastanawiając się, co zrobić na czekoladowy weekend, pomyślałam o czekoladzie domowej, którą robię od czasów czekolady na kartki. Postanowiłam trochę zmienić przepis i nadać jej formę kuleczek otoczonych w sezamie i kokosowych wiórkach. Wyszły z tego pyszne trufelki a oto, jak je zrobiłam:

CZEKOLADOWE TRUFELKI

½ kostki masła
¼ szklanki mleka
½ szklanki cukru
3 łyżki kakao
10 herbatników
¾ szklanki mleka w proszku
3 łyżki wiórków kokosowych + do obtoczenia
2 łyżki białego sezamu + do obtoczenia
½ szklanki posiekanych orzechów włoskich
aromat rumowy
Mleko, masło i cukier rozpuszczam ( ja w kuchence, 4 minuty na 600 W), dodaję kakao i energicznie mieszam, aż wszystko się rozpuści i będzie gładkie. Wsypuję do tego orzechy ( rozdrobnione w woreczku foliowym za pomocą tłuczka, podobnie jak herbatniki), wiórki kokosowe i rozdrobnione herbatniki, na koniec aromat i mleko w proszku i dokładnie mieszam na gładką , gęstą masę.
Wkładam masę do lodówki na 2 godziny, po tym czasie jest dość twarda, aby toczyć z niej kulki wielkości orzecha włoskiego i obtaczać je w sezamie i wiórkach kokosowych. Trzymamy je w lodówce do całkowitego utwardzenia.
Trufelki  są przepyszne i niech się chowają przy nich sklepowe bombonierki… Smacznego!

Leniwe chińczyki

Nie, to nie będzie satyra na pewien liczny i nader pracowity naród. To efekt moich eksperymentów z leniwymi pierogami. Bazą dla nich jest zawsze biały ser, jajka i mąka, a dodaję do nich czasem to, co mam pod ręką, np. jak mi zostanie z poprzedniego obiadu. Jeśli są to ziemniaki, to powstają leniwe ruskie. Kiedyś miałam za mało mąki do zagęszczenia ciasta i dodałam kaszki manny – wyszły świetne! A ostatnio został mi ugotowany ryż i to jego dodałam do pierogowego ciasta. Dzieci nazwały to danie Leniwe Chińczyki, no bo z ryżem…
Poza tym to wersja „bardzo leniwych pierogów” – nie utoczyłam waleczków i nie pocięłam ich w ładne kluski, tylko rzucałam łyżką wprost z miski do garnka, bo kiedyś tak zrobiłam, okazały się bardziej puszyste, niż te tradycyjne i tak zostało…

LENIWE PIEROGI Z RYŻEM

30 dkg twarogu półtłustego
2 jajka
szklanka ugotowanego ryżu
2, 5 szklanki mąki
1/3 szklanki wody gazowanej
spora szczypta soli
łyżeczka cukru
do polania- stopione masło, cukier, cynamon
Twaróg rozcieramy w misce drewniana pałką razem z jajkami, cukrem i solą. Dodajemy ryż i stopniowo mąkę, na przemian z wodą gazowaną ( dodaje ciastu lekkości i puszystości). Ciasto powinno być tak gęste, że daje się nabierać łyżką. Do garnka z wrzącą wodą wkładamy po łyżce ciasta, maczając ją we wrzatku. Na taką ilośc trzeba dwa garnki albo jeden na dwa razy.
Wyjmujemy pierogi łyżką cedzakową po kilku minutach od zagotowania się, przekrawamy jeden na próbę i sprawdzamy, czy dobrze ugotowany. Do ryżu pasuje cynamon, więc polewamy je stopionym masłem lub śmietaną, posypujemy cukrem i cynamonem. Smacznego!

Udka w herbacie z cynamonem

Kiedy kupowałam książki na prezenty gwiazdkowe, dla Córki kupiłam  ciekawą „Kuchnię z bukietem przypraw” Philippe Delacourcelle. Okazało się, ze Córka niedawno sama sobie kupiła tę książkę ( chodzimy do tej samej księgarni), więc z przyjemnością zostawiłam ją sobie. Zapomniałam o niej w świątecznym rozgardiaszu, a teraz ją przeglądam i jestem zachwycona aromatycznymi przepisami. Na pierwszy ogień poszły udka w herbacie z cynamonem.

UDKA W HERBACIE Z CYNAMONEM

4 udka, kacze lub z kurczaka
1 cebula
1 marchewka
kawałek pora
4 łyżki czarnej herbaty
4 laski cynamonu
30g masła
1 mała łyżeczka mąki kukurydzianej
sól
Autor zaleca udka od razu gotować w wodzie z warzywami i przyprawami, ale ja chciałam , żeby było ciekawiej i najpierw podsmażyłam je na maśle razem z pokrojonymi warzywami, dodając trochę oliwy, żeby sie lepiej smażyły. Dopiero, gdy się zrumieniły, dolałam wody, tyle, żeby były przykryte i dodałam herbatę i cynamon. Dusiłam niecałą godzinę do miękkości. Zaciągnęłam sos łyżeczką mąki kukurydzianej rozpuszczonej w niewielkiej ilości wody.
Jedliśmy te udka z brązowym ryżem i salatką z kapusty pekińskiej w winegrecie. Smakowały wybornie – bardzo aromatyczne i takie – niecodzienne. Poza tym garbniki z herbaty rozpuszczają tłuszcz, więc danie okazało się niezbyt kaloryczne.

Smacznego!

Kartacze wegańskie i Dzień Kota

Obiecałam rodzince powtórkę z kartaczy na koniec karnawału i udało mi sie dotrzymać słowa. A ponieważ ciasto na kartacze robi się bez jajek, to pomyślałam, że wystarczy zrobić warzywne nadzienie i kartaczy może spróbować również nasza Weganka.
Ciasto na kartacze oraz ich większą część, tę nadzewaną mięsem , zrobiłam według
przepisu otrzymanego od Antoniego
Nadzienie wegańskie zrobiłam z białej kapusty, podsmażonej na cebulce z olejem i uduszonej z pokruszonymi suszonymi grzybami, doprawionej solą, pieprzem i majerankiem. Kto zajrzy do podanego linka, to zobaczy, że pierwsze moje katracze były piękne i białe, a te mają kolor charakterystyczny dla szarych klusek z ziemniaczanego ciasta. A to dlatego, że wczoraj za późno wstawiłam ziemniaki na część ciasta z gotowanych i w międzyczasie kartofle przepuszczone przez sokowirówkę utleniły się i przybrały barwę szaro-zieloną. Nie umniejszyło to ich smaku, ale kto chce piękne, białe kartacze, nich najpierw ugotuje i wystudzi ziemniaki a potem ściera surowe…
Córka nie mogła przyjechać w tygodniu do domu, ale kartacze zawiózł jej uczynny brat. Spróbowałam jednego z wegańskim nadzieniem – równie pyszny, jak ten z mięsem.
Myślę, że takie kartacze z warzywnym nadzieniem, to świetna potrawa wegetariańska i wegańska. Smacznego!
A dziś robię specjalne danie, ale dla specyficznych członkow rodziny – dzis Światowy Dzień Kota ! Ja mam dwa  – Fridę i jej synka Nuka, oba czarne. Robię im dziś na obiad wątróbkę, Fridzi dam surową, bo taką lubi, a Nukowi smażoną, bo tylko taka mu smakuje. I to tak bardzo, że musze uważać , jak zostawiam w kuchni, bo potrafi ściągnąć z patelni…
Moje koty chyba tęsknią za wiosną, bo obgryzają kwiaty z wazonu ( te, co dostałam na Walentynki). Nuki nawet dwa razy wywrócił wazon i wylał wodę, ale doprawdy trudno go upilnować.
Poniżej moje ulubione zdjęcie – Nuki-strażnik torebki :

Terrina z rosolowego mięsa

Przymierzałam się już raz do terriny, ale wyszedł a tego niezły pasztet
Terrinę zuważyłam u Olgi
Autorka zachęcała do tej potrawy, pisząc, że to wcale nie takie trudne i postanowiłam spróbować, tym bardziej, ze wyczerpują mi się pomysły na wykorzystanie mięsa z niedzielnego rosołu. Do terriny dołożyłam też jedną duszoną wątróbkę, żeby uzyskać ciekawszy smak.

TERRINA Z ROSOŁOWEGO MIĘSA

miceczka obranego mięsa z rosołu
duszona wątróbka
200 ml śmietany kremówki
sok z cytryny
2 łyżki żelatyny
sól, pieprz, majeranek
Mięso miksuję, dodając prawie całą śmietankę i miksując razem z nią. Żelatynę zalewam niewielką ilością zimnej wody, a gdy nepęcznieje, wlewam trochę śmietanki i wstawiam do kuchenki na 300 W na minutę. Mieszam dokładnie, po tym czasie żelatyna powinna być dobrze rozpuszczona. Wlewam ją do mięsa ze śmietaną, przyprawiam do smaku w/w przyprawami i mieszam dokładnie. Wlewam do podłużnego naczynia, które wysmarowałam olejem, żeby terrina łatwiej z niego wyszła. Chłodzę kilka godzin  w lodówce, podaję pokrojoną w plastry, w towarzystwie marynowanych warzyw lub sałaty w sosie winegret.
Terrina ma bardzo delikatny i aksamitny smak a jej przygotowanie na prawdę nie jest trudne. Chyba u nas będzie przebojem niedzielnych kolacji. Smacznego !